mercredi 27 octobre 2010

Asakusa/Ueno/Akihabara!

To sa nazwy trzech dzielnic, ktore dzisiaj przeszlismy... a zabralo nam to okolo 9 godzin marszu. Dzisiaj jestesmy z siebie dumni, bo pomimo iz zasnelismy sporo po 3 nad ranem postanowilismy na sile pozbyc sie jetlagu i wstalismy "wczesnym" rankiem, czyli o 9.30... Ciezko bylo, ale sie udalo, no i w koncu ujrzelismy Tokyo za dnia. Z naszego okna mozna dojrzec gore Fuji, ale dzisiaj, niestety, zakryta byla chmurami.

A zatem najpierw dojechalismy na drugi koniec miasta aby zaglebic sie w nieco odmienne Tokyo. Tym razem dosc spokojne, z swiatyniami, targami z roznymi gadzetami (od kimon po przeurocze czekoladki) - niestety w nic sie nie zaopatrzylismy, gdyz byl to poczatek dnia i tachac wszystko ze soba caly dzien byloby malo wygodne (to ja mam torebke, wiec wiem gdzie upominki by wyladowaly).

Zwiedzilismy zatem najwieksza swiatynie buddyjska, z brama na ktorej wyweszone sa sandaly, ktore podobno odpowiadaja rozmiarowi stopy buddy... ktos tu lubi przesade... Byla tez pieciopietrowa pagoda, druga co do wielkosci w Japonii (pierwsza obejrzymy niebawem w Kyoto) ktora to na dodatek zawiera podobno garstke prochow buddy.

Nastepnie udalismy sie do dzielnicy Ueno, gdzie korzystalismy ze slonca i spedzilismy dzien w parku, i zamiast zwiedzac muzeum, zwiedzilismy zoo (choc mamy ogromna ochote pochodzic po muzeach, czynnosc ta chwilowo wydaje sie ponad nasze sily). Do zoo poszlismy, gdyz chcielismy zobaczyc Pande, ale ta niestety byla zamknieta. Odkrylismy za to niesamowitego ptaka o nazwie shoebill (widnieje na zdjeciach), wyglada jak wielki ptak z ulicy sezamkowej,tylko niebieski, ma poltora metra i potrafi latac. I tak oto dowiedzielismy sie jaki ptak jest naszym ulubiencem...

I ostatni punkt programu - electryczna dzielnica Tokya, dzielnica geekow - mowiac krotko. Na kilku ulicach i w wielu wielopietrowych budynkach mozna grac w najrozniejsze gry, kupic najnowoczesniejsze gadzety informatyczne. No i kolejna specyfika Japonii - znajdziemy tutaj tzw. "maid café", czyli kawiarnie ze sluzacymi. Kelnerkami sa dziewczeta (wiekszosc z nich zaledwie przekracza 16 lat) przebrane za pokojowki, pielegniarki albo za bohaterki mangi, ktore zwracaja sie do klientow slowami "panie moj", "pani moja"... Z zasady mialo to bawic niesmialych mlodych maniakow komputerowych, niestety zobaczymy tam w wiekszosci duzo starszych mezczyzn, ktorzy przyszli tutaj zabawic swoj wzrok (atmosfera jest dziwaczna, mialo byc zabawnie, a robi sie bardzo "ciezko" zwlaszcza dla ludzi z kultury zachodniej)... ogolnie miasto to jest na pograniczu dobrego smaku, norma jest, ze starsi mezczyzni zaczepiaja mlode dziewczeta (ktore czesto ubieraja sie bardzo prowokujaco)... Ogolnie mowiac dzieja sie tutaj rzeczy na granicy legalnosci i przyzwoitosci... dziwne jest to spoleczenstwo...

I jak zwykle koncze slowami dobranoc, u Was jest 17 a u nas polnoc. Do jutra.

Aucun commentaire:

Enregistrer un commentaire