mardi 2 novembre 2010

Na prawo swiatynia, na lewo swiatynia...

Slowem wstepu chcialam sie poskarzyc, ze nikt z zawiadomionych przeze mnie osob nie dala mi znaku, czy choc raz zerknela na nasz blog... a ciezka to praca tak zasiadac codziennie (no, prawie) i go pisac... ale z drugiej strony milo bedzie za kilka lat przeczytac kilka slow, gdy juz pamiec bedzie nas zawodzic, bo pewnie bedzie:)

Kyoto nas nie zawiodlo. Po pierwsze: jest cieplo, a po drugie: to jest Japonia jaka chcielismy zobaczyc. Domki sa przeurocze, w kazdym z nich starannie wypielegnowany maly ogrodek. Kazda uliczka jest czarujaca.

Trafilismy na drugi najciekawszy moment w Japonii: pierwszy to oczywiscie kwitniecie czeresni, a ten drugi, nasz, to jesienne liscie - ilosc zdjec z krajobrazem w tle poswiadczyc moze, ze jestesmy calkowicie oczarowani.

No i oczywiscie co 500 metrow: swiatynia!

Japonczycy niezle sobie wykombinowali, maja dwie religie: szintoizm i buddyzm. Ta pierwsza dotyczy zycia powszechnego, jest to religia "zyczeniowa", przerozni bogowie odpowiadaja za zdrowie, szczescie w zyciu, interesach, itp. Generalnie idzie sie do swiatyni i tam sa rozne rytualy: albo trzeba obejsc budynek 3 razy aby spelnilo sie zyczenie, albo dotknac statuetke w miejscu, ktore nas pobolewa, itp... Buddyzm jest religia pogrzebow: trzeba w koncu zadbac tez o swoje zycie wieczne. A zatem wesolo jest w Japonii; nie ma srogiego Boga, ktory karze i nagradza, gdy chcesz spelnic zyczenie idziesz odprawic rytual w swiatyni i jak rzucisz monete, to odpowiedni bozek sie Toba zaopiekuje.


Niektore swiatynie maja schody polmetrowej wysokosci (aby oniesmielic nieco przybywajacych wiernych), po kilku swiatyniach jestesmy niezle wykonczeni... a to nie koniec... swiatynie sa wszedzie... wszedzie!!!

Tego nie da sie opîsac, to trzeba zobaczyc, mam nadzieje, ze nasze zdjecia dadza Wam posmak tego co my widzimy. (a odnosnie posmaku, to w koncu zaczelismy jesc po Japonsku... niby nikt nie wrocil z Japonii z dodatkowymi kilogramami... my powaznie obawiamy sie byc odstepstwem od reguly...)

To papa, do jutra

Aucun commentaire:

Enregistrer un commentaire