mercredi 3 novembre 2010

"karp"e diem

Kolejny dzien dluuugiego spaceru po parkach i swiatyniach Kyoto. Miasto to jest dosc rozlegle i z latwoscia robi sie kilkukiometrowe marsze. Jak zwykle ogrody sa przepiekne, swiatynie, jak to swiatynia, jedna zaczyna byc podobna do drugiej... krotko mowiac zaczynamy sie troche nudzic w Japonii. Zwlaszcza, ze nie mamy zadnych szans na zaprzyjaznienie sie z autochtonami, gdyz nie sa oni zbyt otwarci. Stwierdzilismy, ze lepiej zachowc uroczy widok Japonii jaki zarejestrowal sie w naszych glowach i uciec stad zanim sie znudzimy. A skoro nasze linie lotnicze Cathay Pacific pozwalaja nam zmienic rezerwacje postanowilismy z tego skorzystac i przed powrotem do domu zrobic kilkudniowy przystanek w Hong-Kongu. Tesknimy za tamta atmosfera, o wiele zywsza niz tutaj. Jutro dowiemy sie czy bedziemy mieli mozliwosc przebukowac nasze bilety. Jutro rowniez wybieramy sie do miasta Nara slynacego z najwiekszego Buddy, ogromnej ilosci swiatyn zaliczonych przez Unesco do skarbow kultury... i saren... jest tam 1200 saren, ktore sa oswojone i mozna je glaskac i je dozywiac ciastkami (i nie trzeba sie bac, ze skoro sarna sie zbliza, to trzeba uciekac, bo pewnie ma wscieklizne).

Na koniec kilka kolejnych ciekawostek z Japonii:
- 50 procent morderstw popelnianych jest przy uzyciu miecza
- w restauracji najpierw serwuje sie mezczyznie (moj ukochany czuje sie schlebiony, ja wcale sie nie oburzam, bo faktem jest, ze dla mezczyzny musi to byc zaskakujaca odmiana)
- wbrew pozorom ciezko jest znalezc sieci restauracji z sushi przemieszczajacymi sie na ruchomych dywanikach (podobno tak czeste w Japonii)
- restauracje i bary znajduja sie na pietrach (a zatem gdy szukamy danego miejsca to nasze glowy ruszaja sie nie tylko w prawo i lewo, ale zwlaszcza w gore) i w ten sposob wjezdzamy na przyklad na 4 pietro budynku gdzie w lokalach wielkosci malego M2 znajdziemy obok siebie restauracje wyzszej klasy, bar irlandzki, czy nawet dyskoteke
- taksowkarze sa ubrani w uniformy, maja rekawiczki, a siedzenia ich samochodow ozdobione sa koronkami (troche jak w karawanie)
- przy kazdym wyjezdzie z parkingu, albo najmniejszym skrzyzowaniu ulic ruch obsluguje kilku policjantow (czasami jest ich po 4 co kilkadziesiat metrow), a ubrani sa w stroje jak ludziki lego, cale kwadratowe
... - no i najwazniejsze:
tutaj nie jada sie karpiow!!!! i cale szczescie (nie wiem jak mozna lubic rybe smakujaca jak mul rzeczny), na dodatek one sa dosyc inteligentne, spotykamy je w kazdym malym zbiorniku wodnym i gdy tylko widza stojacego czlowieka to wszystkie podplywaja bo mysla, ze dostana jakies okruszki....
- no dobra, jak zwykle dorzucam ostatnia rzecz: psy nie maja tutaj pieskiego zycia: sa noszone na rekach, albo w specjalnych wozeczkach, sa cieplo ubrane - i to wszystkie, bez wyjatku!

dobra, teraz juz koniec, papa.

Aucun commentaire:

Enregistrer un commentaire