lundi 8 novembre 2010

trop chic dans mon telepherique !

Ah bon ?! bon on a bien cru qu on interessait personne avec notre enumeration de visites chaque jour .....
Bon du coup on va encore vous infliger la fin vous l aurez voulu !
On est restés sur cette visite du temple da Kannon a Kyoto .... Les photos etant interdites a l interieur , on va essayer d en poster qui viennent du net , ce ne sera pas les notres mais tant pis ......
Le lendemain donc , on a pris un train pour la ville de Nara , ou se trouve un temple avec un bouddha (encore un mais il est si sympathique) , le plus grand du monde .... en bronze !!!! (le plus grand du monde tout court c est pour apres! ) Ce dodu pese tout de meme 437 tonnes de bronze . Un parc environnant propose de cotoyer 1200 biches "domestiquées" , qui viennent tirer les vestes ou les pantalons des visiteurs pour quemander un petit gateau (1euro les 10 galettes pour biches , pas cher , rigolo ) . T as dejà fait des mamours a une biche toi ? Nous oui , c est trop doux !!! ;)
Au retour on est invités a un cocktail dans l hotel , pour nous remercier de notre "loyauté" , bilan , une bouteille de champagne Roederer gratos dans un lounge . Dur .
Mais il est dejà temps de quitter l archipel pour de nouvelles aventures hongkongaises .
L arrivée le lendemain sur place est a l image de notre premiere impression , magique .
Hong Kong ce n est pas notre coup de coeur , c est notre coup de foudre .
En dehors de l architecture delirante ce qui nous frappe c est la vie ! Le fait que les gens rient fort , bougent , sourient sans contrainte ! Ce qu on ressent avant tout , c est que malgre les à priori sur le systeme politique chinois , les gens semblent definitivement plus heureux que leurs voisins japonais ! A mediter ....
De retour a notre premier hotel , Paul le manager a eu une delicate attention pour nous souhaiter la bienvenue : un livre de proverbes chinois , illustré de peintures traditionnelles !!!!!
Ici il y a tant a voir , a faire , a humer .....
On opte pour une premiere soirée defouloir dans des pubs frequentés par des expats australiens et anglais , puis une visite le lendemain dans des parcs dont un avec une volière super marrante ...
Aujourdhui , changement d hotel car l autre etait complet vu qu on s y etait pris assez tard , mais on profite desormais d une belle vue sur la baie depuis notre chambre ....
On est partis visiter l ile de Lantau en bateau , au large de la ville , avec ses plages tropicales et ses montagnes sauvages .
Au sommet de l une d elles , un ............Bouddah !!!!!! Le plus grand du monde cette fois . Dement !
Retour en telepherique , tres chic comme le dit le titre .....
Puis a l hotel encore du champagne offert , du Moet et Chandon cette fois ......
Demain on va voir des Pandas .
(A l instant on s apercoit qu on a sans doute perdu le cable qui tranfere les photos dans l ordi !!!!! si on le retrouve , photos a suivre)

dimanche 7 novembre 2010

no to nara...

Oto ostatni nasz wpis, choc nasze wakacje jeszcze sie nie skonczyly... Skoro i tak nikt nam nie napisal, czy przeczytal choc slowo postanowilismy, ze teraz robimy co chcemy i ani slowa nikomu:)

Aby jednak, dla wlasnej satysfakcji zakonczyc nasz blog, oto moj ostatni wpis.
Jak juz pisalismy podjelismy decyzje skrocic nasz pobyt w Japonii.Przedostatniego dnia odkrylismy prawdziwy skarb, ktory znajdowal sie tuz pod naszym nosem. Kilka metrow od naszego hotelu byla swiatynia sanjusangendo, ktora miescila 1001 rzezb buddy, wielkosci "naturalnej", wszystkei pozlacane i ustawione w rzedach jedna obok drugiej, widok byl naprawde imponujacy. Nastepnego dnia pojechalismy do Nary, gdzie przywitalo nas 1200 saren, nie wszystkie naraz, ale wiele ich bylo. Dokarmialismy je ciastkami, sprzedawanymi specjalnie w tym celu, ale gdy po kilku minutach zebralo sie cale stadko, a nam sie ciastka skonczyly i male bestie zaczely nas podgryzac, to okazalo sie, ze stadko malych niewinnych bambich moze byc przerazajace:)

ZObaczylismy oczywiscie posag wielkiego buddy, najwiekszy posag z brazu na swiecie... i okazalo sie, ze zrobilismy juz niezly marsz, wraz z droga powrotna na stacje kolejowa przesslismy spore kilka kilometrow... a nastepnego dnia, czyli wczoraj (w sobote) bez zadnych wyrzutow opuscilismy Japonie.

W samolocie Cathay Pacific nasze stewardessy nie usmiechaly sie na sile, obslugiwano najpierw mnie, a potem mojego ukochanego, i stwierdzilismy z radoscia: witaj nasza kulturo... Cos co nam sie podobalo pierwszego dnia: organizacja, porzadek, usmiechniete twarze okazalo sie byc fasada bardzo dziwacznego systemu spolecznego... Ludzie usmiechaja sie do Ciebie nie dlatego, ze sa pogodnego usposobienia, ale dlatego, ze musza pokazac mila twarz, tego wymaga od nich szacunek wobec drugiego  czlowieka... szacunek, ktory jest tak przymusowy, ze nie sprawia on przyjemnosci ani osobie go okazujacej ani osobie ktorej jest on okazywany... Sa to smutni ludzie, ktorzy musza poddawac sie codziennie ogromnej presji socjalnej - w domu, w szkole, w pracy, w malzenstwie... jest to kraj, ktory opuszczamy z mysla, ze nie chcielibysmy tutaj mieszkac...

Ale niczego nie zalujemy, bylo to zyciowe doswiadczenie i podroz.
A teraz jestesmy na nowo w Hong-Kongu. W "naszym" hotelu, w ktorym spedzilismy ostatnia noc w Hong-Kongu przed Japonia i w ktorym sie po prostu zakochalismy (to jak zyc w ksiazce taschena, estetyczna ekstaza) powitano nas prezentem - ksiazka z chinskimi przyslowiami. Pierwsza noc spedzilismy wedrujac po barach i klubach (w zasadzie to jedne wielka ulica na ktorej wszyscy sa na zewnatrz i przemieszczaja sie co kilka metrow, cala noc dookola nas spotykalismy te same twarze,a co chwile zmienialismy miejsce.

No i co najwazniejsze: jest tu cieplo!!! lato!!! mozna chodic w krotkich rekawkach, lapac slonce przed powrotem do jesiennej Francji! i jest tutaj wszystko: nowoczesna architektura, rajskie plaze, zycie nocne, tropikalne lasy... Odpoczywamy i cieszymy sie zyciem!!!
To papa!!!

jeudi 4 novembre 2010

On s en va !

Eh oui c est confirmé a l instant par notre compagnie , on a un vol apres demain (le 6 ) . On sera donc de retour a HK apres un sejour nippon un peu etrange .....Comment dire .... A titre personnel , j ai beaucoup aimé mais je pense qu on a commis quelques erreurs . La premiere est d avoir priviligié le confort a la mobilité , c est a dire qu on se retrouve sans possibilité de bouger pour d autres endroits alors que la ville de Kyoto nous frustre par le fait que tout ferme entre 17 et 18h ....On n a certes pas tout vu et notre plan d y passer du temps etait judicieux mais il faudrait se lever a 7 heures le matin et meme si on l a fait a plusieures reprises , le faire tout les jours c esr juste le contraire des vacances ......
L autre erreur c est de croire que renconter des japonais c est possible pour des gens habitués comme moi aux voyages ..... c est qd meme tres difficile et du coup un voyage selon moi ne peut pas se resumer aux visites de temples , si beaux soient ils ......
Donc apres le detour par Nara qu on fera demain parce que c est superbe , on retounre a hong kong avec un plaisir incroyable , c est vraiment notre coup de coeur , on ne sait pas encore ce qu on va y faire mais ce qui est sur c est que ca va etre genial !!!!
Ajourdhui on a visité ...... un temple !!! mais super celui là avec 1001 statues de buddha a taille réelle dedans . genial . un compte rendu demain soir avec la viste de Nara .

mercredi 3 novembre 2010

"karp"e diem

Kolejny dzien dluuugiego spaceru po parkach i swiatyniach Kyoto. Miasto to jest dosc rozlegle i z latwoscia robi sie kilkukiometrowe marsze. Jak zwykle ogrody sa przepiekne, swiatynie, jak to swiatynia, jedna zaczyna byc podobna do drugiej... krotko mowiac zaczynamy sie troche nudzic w Japonii. Zwlaszcza, ze nie mamy zadnych szans na zaprzyjaznienie sie z autochtonami, gdyz nie sa oni zbyt otwarci. Stwierdzilismy, ze lepiej zachowc uroczy widok Japonii jaki zarejestrowal sie w naszych glowach i uciec stad zanim sie znudzimy. A skoro nasze linie lotnicze Cathay Pacific pozwalaja nam zmienic rezerwacje postanowilismy z tego skorzystac i przed powrotem do domu zrobic kilkudniowy przystanek w Hong-Kongu. Tesknimy za tamta atmosfera, o wiele zywsza niz tutaj. Jutro dowiemy sie czy bedziemy mieli mozliwosc przebukowac nasze bilety. Jutro rowniez wybieramy sie do miasta Nara slynacego z najwiekszego Buddy, ogromnej ilosci swiatyn zaliczonych przez Unesco do skarbow kultury... i saren... jest tam 1200 saren, ktore sa oswojone i mozna je glaskac i je dozywiac ciastkami (i nie trzeba sie bac, ze skoro sarna sie zbliza, to trzeba uciekac, bo pewnie ma wscieklizne).

Na koniec kilka kolejnych ciekawostek z Japonii:
- 50 procent morderstw popelnianych jest przy uzyciu miecza
- w restauracji najpierw serwuje sie mezczyznie (moj ukochany czuje sie schlebiony, ja wcale sie nie oburzam, bo faktem jest, ze dla mezczyzny musi to byc zaskakujaca odmiana)
- wbrew pozorom ciezko jest znalezc sieci restauracji z sushi przemieszczajacymi sie na ruchomych dywanikach (podobno tak czeste w Japonii)
- restauracje i bary znajduja sie na pietrach (a zatem gdy szukamy danego miejsca to nasze glowy ruszaja sie nie tylko w prawo i lewo, ale zwlaszcza w gore) i w ten sposob wjezdzamy na przyklad na 4 pietro budynku gdzie w lokalach wielkosci malego M2 znajdziemy obok siebie restauracje wyzszej klasy, bar irlandzki, czy nawet dyskoteke
- taksowkarze sa ubrani w uniformy, maja rekawiczki, a siedzenia ich samochodow ozdobione sa koronkami (troche jak w karawanie)
- przy kazdym wyjezdzie z parkingu, albo najmniejszym skrzyzowaniu ulic ruch obsluguje kilku policjantow (czasami jest ich po 4 co kilkadziesiat metrow), a ubrani sa w stroje jak ludziki lego, cale kwadratowe
... - no i najwazniejsze:
tutaj nie jada sie karpiow!!!! i cale szczescie (nie wiem jak mozna lubic rybe smakujaca jak mul rzeczny), na dodatek one sa dosyc inteligentne, spotykamy je w kazdym malym zbiorniku wodnym i gdy tylko widza stojacego czlowieka to wszystkie podplywaja bo mysla, ze dostana jakies okruszki....
- no dobra, jak zwykle dorzucam ostatnia rzecz: psy nie maja tutaj pieskiego zycia: sa noszone na rekach, albo w specjalnych wozeczkach, sa cieplo ubrane - i to wszystkie, bez wyjatku!

dobra, teraz juz koniec, papa.

soon off Japan ?

Encore une journée passée a marcher beaucoup pour visiter des temples et des jardins ...
C est toujours tres joli mais on commence a saturer un peu . Demain on part en excursion pour la journée dans une ville nommée Nara , c est le second centre d interet au japon du point de vue historique et culturel , en depit de sa taille modeste .
Ensuite c est un peu l inconnu ... On a l impression , mais ca n est pas vraiment une surprise et on s y attendait , de faire un peu la meme chose chaque jour , et qu en dehors de ces jolis temples et pagodes on aura quand meme du mal a rencontrer des japonais de la "vraie" vie ... Bref on est un peu rassasiés.
Par contre , Hong Kong nous a vraiment emballés ... et le plus probable est qu on fasse nos valises dans deux jours pour y retourner passer la derniere semaine !! Grace a notre choix judicieux de compagnie aerienne , le billet est modifiable sans frais n importe quand (a priori) , et l escale a hong kong illimitée et gratuite sur le chemin du retour .... De plus il faut quand meme le signaler , a moins de dormir dans des hotels plus que spartiates , le prix de la nuitée ici nous plombe considerablement le budget , et on n a pas envie de dormir dans des capsules , c est les vacances , tout de meme ....
Allez pour finir quelques insolites .....
Ici dans un restaurant , l homme est servi d abord ! (c est bon ca !)
Les chauffeurs de taxis portent uniforme , gants blancs , et  .... habillent tous leurs sieges de revetements en dentelle ! (kitschissime)
En france , on est habitués pour trouver un bar ou un resto a regarder a gauche et a droite dans la rue . Ici on rajoute une troisieme dimension vers le haut : la plupart des commerces se situent dans les etages des immeubles . On accede souvent a un bar par un ascenseur minuscule et c est au 4eme etage d un banal immeuble qu on pousse une porte d appartement pour se retrouver dans le bar en question . Ca rallonge considerablement les recherches a chaque fois !
Contrairement aux idées recues on n apas encore vu un seul sushi bar a tapis roulant ....
Dans les restaurants  les employés crient pour annoncer notre arrivée , puis se plient litteralement sur notre passage ! ca fait bizzare quand meme !












voilà pour aujourdhui !

mardi 2 novembre 2010

Na prawo swiatynia, na lewo swiatynia...

Slowem wstepu chcialam sie poskarzyc, ze nikt z zawiadomionych przeze mnie osob nie dala mi znaku, czy choc raz zerknela na nasz blog... a ciezka to praca tak zasiadac codziennie (no, prawie) i go pisac... ale z drugiej strony milo bedzie za kilka lat przeczytac kilka slow, gdy juz pamiec bedzie nas zawodzic, bo pewnie bedzie:)

Kyoto nas nie zawiodlo. Po pierwsze: jest cieplo, a po drugie: to jest Japonia jaka chcielismy zobaczyc. Domki sa przeurocze, w kazdym z nich starannie wypielegnowany maly ogrodek. Kazda uliczka jest czarujaca.

Trafilismy na drugi najciekawszy moment w Japonii: pierwszy to oczywiscie kwitniecie czeresni, a ten drugi, nasz, to jesienne liscie - ilosc zdjec z krajobrazem w tle poswiadczyc moze, ze jestesmy calkowicie oczarowani.

No i oczywiscie co 500 metrow: swiatynia!

Japonczycy niezle sobie wykombinowali, maja dwie religie: szintoizm i buddyzm. Ta pierwsza dotyczy zycia powszechnego, jest to religia "zyczeniowa", przerozni bogowie odpowiadaja za zdrowie, szczescie w zyciu, interesach, itp. Generalnie idzie sie do swiatyni i tam sa rozne rytualy: albo trzeba obejsc budynek 3 razy aby spelnilo sie zyczenie, albo dotknac statuetke w miejscu, ktore nas pobolewa, itp... Buddyzm jest religia pogrzebow: trzeba w koncu zadbac tez o swoje zycie wieczne. A zatem wesolo jest w Japonii; nie ma srogiego Boga, ktory karze i nagradza, gdy chcesz spelnic zyczenie idziesz odprawic rytual w swiatyni i jak rzucisz monete, to odpowiedni bozek sie Toba zaopiekuje.


Niektore swiatynie maja schody polmetrowej wysokosci (aby oniesmielic nieco przybywajacych wiernych), po kilku swiatyniach jestesmy niezle wykonczeni... a to nie koniec... swiatynie sa wszedzie... wszedzie!!!

Tego nie da sie opîsac, to trzeba zobaczyc, mam nadzieje, ze nasze zdjecia dadza Wam posmak tego co my widzimy. (a odnosnie posmaku, to w koncu zaczelismy jesc po Japonsku... niby nikt nie wrocil z Japonii z dodatkowymi kilogramami... my powaznie obawiamy sie byc odstepstwem od reguly...)

To papa, do jutra

Teplum ,templum ,templum ....!

pfiou qu est ce que c est contraignant ce blog !! J espere qu on aura plaisir a le relire plus tard (bien sur qu on le fait pour nous et pas pour vous! )
Bon , alors aujourdhui c est journée dedicace ..... A mes grands parents qui me suivent grace a leur super Ipad ! Ils en ont un d Ipad tes grands parents ? Ben les miens oui !!! Et toc! Ils se cachent derriere l intriguant pseudo de B&M , et on les embrasse bien fort .
Et puis nos dogsitters adorés of course , on pense a vous aussi et on vous embrasse tt aussi fort !
Bon et sinon ils ont fait quoi pendant ces 2 jours ? Ils ont mangé du temple a toutes les sauces ! Du bouddhiste , du shintoiste , en veux tu en voilà ....
C est vraiment super joli , super traditionnel , super mignon partout . Autant a Tokyo on a l impression d etre ....a Tokyo justement , autant ici c est le "vrai" Japon , tel qu on l imagine avec ses maisons en bois a toit qui remonte , ses pagodes , ses jardins tellement harmonieux , etc etc .....
Du coup pas trop de choses a raconter , plus a montrer , jugez plutot !